Travellunch – żywność liofilizowana

Jakiś czas temu wybrałem się nad polodowcowe jezioro Kierskie pospacerować razem z moim Linchpinem i  przy okazji sprawdzić czy już zamarzło. Jezioro leży na terenie Pojezierza Poznańskiego. Jest to największy zbiornik miasta i jeden z największych w Wielkopolsce. Lód okazał się gruby na około 15cm… doszedłem do wniosku, że przy takiej powierzchni jeziora nie ma sensu na niego wchodzić.

Żywność liofilizowana firmy Travellunch na dobre zagościła w moim plecaku, głównie dlatego, że jest lekka, pożywna i łatwa w przygotowaniu. Nigdy nie lubiłem nosić ciężkich puszek dlatego kiedy tylko mój portfel mi na to pozwala wolę zabrać na wyprawę kilka liofilizatów. Mam cichą nadzieję, że cena tego wynalazku kiedyś spadnie bo za 23zł możemy zjeść całkiem niezły obiad.

Żywność została poddana procesowi liofilizacji, polegającym na odwadnianiu substancji przez ich zamrożenie, a następnie sublimację powstałych kryształków lodu czyli przejście ze stanu ciekłego w parę wodną. Dzięki liofilizacji produkty spożywcze pozbawione są prawie całej wody, staja się lekkie i łatwe w transporcie nie tracąc wartości odżywczych, kalorycznych i smakowych. Odwodnienie żywności umożliwia również zachowanie długiego terminu przydatności do spożycia. Liofilizaty są zdrowym – pozbawionym konserwantów posiłkiem. Żywność Travellunch pakowana jest hermetycznie w opakowanie które nie tylko chronią samą żywność ale również umożliwiają przygotowanie posiłku i spożywanie bezpośrednio z torebki – informacje ze strony producenta.

Do przygotowania naszego posiłku potrzebujemy wrzącą wodę, zimą możemy stopić śnieg. Uważajmy  skąd pobieramy śnieg, należy zwrócić uwagę czy w pobliżu nie ma zwierzęcych odchodów a po roztopieniu sprawdzić wodę, czy nie pływa w niej sierść lub inne mechaniczne zanieczyszczenia.

Wewnątrz opakowania znajduje się wołowina po węgiersku z makaronem 😉 Makaron jest całkiem niezły na sucho, jednak lepiej jest go zalać wodą, dokładnie wymieszać i odstawić na 10 minut. W tym czasie możemy ogrzać sobie dłonie lub wsadzić nasz posiłek pod kurtkę… tej opcji nie polecam, można dotkliwie się poparzyć…  torebka nie jest szczelna i przydałby się w niej jakiś zamek.

Gdy czas upłynie zabieramy się za konsumpcję naszego dania. Posiłek jest ciepły i gotowy do spożycia. Najlepiej jest go zjeść prosto z opakowania, dzięki temu nie brudzimy naczyń przez co nie mamy problemu z ich umyciem. Część posiłku postanowiłem zaprezentować na talerzyku z zestawu Light My Fire – Meal Kit. Jedzenie wygląda apetycznie a w smaku jest całkiem niezłe. W moim przypadku był to spacerek po jeziorze Kierskim po dłuższej wędrówce wolałbym mieć przy sobie porcję dla dwóch osób. Porcją dla jednej osoby ja nie jestem w stanie się najeść. Jeżeli ktoś nie lubi dźwigać ciężkich puszek to z żywności liofilizowanej będzie z pewnością zadowolony. Na koniec widok na rynnowe polodowcowe jezioro, musicie przyznać, że scena wygląda prawie jak z książki „Droga” Cormaca McCartheya.


  • trzeba sprawdzić posiłek w warunkach bojowych. Jednak mam jedno zastrzeżenie odnośnie przygotowania a mianowicie i tak trzeba mieć ze sobą wodę i coś żeby ją zagotować. W takim wypadku jednoznaczne jest dźwiganie puszek lub palnika. Na plus działa to że zawsze jest to ciepły posiłek, a w warunkach jakie mamy ostatniej zimy daje to bardzo dużo nie tylko dla organizmu ale także dla naszego samopoczucia. pozdro

  • kaziustein

    Faktycznie wygląda :d Na adventuresquad.pl można kupić trochę tańsze (ok 20zł za jedną porcję) produkty marki Adventure Food ale jak to smakuje nie powiem. Osobiście póki ów żywność nie stanieje zostaje przy puszkach.. za dużo „taktycznych” wydatków przede mną jeszcze heh.

  • Billy wodę znajdziesz w każdym schronisku, strumieniu a warunkach zimowych możesz rozpuścić śnieg.

  • Piotrek

    Zupka (makaron) z Lidla/Biedronki czy innej stonki – niecały 1 zł. 😉 Można jeszcze np. białej kiełbaski kupić pokroić i dodać 😉

  • Alf-7

    właśnie wróciłem z Taurów. Miałem tam 5 obiadków z Travellunch i to podarowanych :). Tylko cena mi nie pasuje do częstszego korzystania z tej formy żywienia w górach wysokich.Tylko porcje podwójne wchodzą w grę, na pojedynczą szkoda tego aluminium nosić.Trzeba jednak popróbować w smakach , bo niektóre mogą się wydawać gumiasto-silikonowe , szczególnie jak mniej wody dolać 😉 , ale to moja złośliwość 😀 ! Pozdrawiam wędrowców !